poniedziałek, 25 lipca 2016

"Kronos" Witold Gombrowicz - recenzja w 47 rocznicę śmierci autora




 Gombrowicz o sobie - intymnie


O tym, że Witold Gombrowicz prowadzi intymny dziennik krążyły plotki, które z czasem zmieniły się w legendę. Tylko nieliczni wiedzieli na pewno. Jedną z nich była Rita Gombrowicz – żona i powierniczka, ostatnia kochanka. W roku 1966 dowiedziała się o jego istnieniu. Dwa lata później zrozumiała, jak wielką wagę Gombrowicz przywiązuje do swojego dziennika: Jeśli wybuchnie pożar, – powiedział – bierz „Kronos” i umowy i uciekaj najszybciej jak możesz.                             



Kronos nie jest lekturą do poduszki ani sposobem na wakacyjne odprężenie. Właściwie trudno w jakikolwiek sposób zaklasyfikować ten ostatni wybryk Gombrowicza. Wielu recenzentów i czytelników złorzeczy i wymachuje pięściami czytając Kronos, bo zapiski te nie przedstawiają dla nich żadnych wartości literackich. Trudno jednak oczekiwać od autora, by specjalnie fabularyzował i ubarwiał swoje życie – to przecież otrzymujemy w jego znakomitym Dzienniku. Dla przeciętnego czytelnika Kronos okaże się zupełnie niezjadliwy, dla fana Gombrowicza będzie prawdopodobnie ciężkostrawny, a jedynie dla znawców tematu może być smakowitym kąskiem. Ja, choć nie nazwałabym siebie „fanką” twórczości Gombrowicza, ani tym bardziej znawczynią, jestem zadowolona z lektury Kronosu.



Zapiski Gombrowicza krążą wokół czterech tematów: finansów, literackich osiągnięć, zdrowia i erotyki. Zmagania autora z rzeczywistością opisane są w sposób lakoniczny, a i to zdaje się być eufemizmem. Często są to równoważniki zdań, zwykłe wyliczenia, które dla wielu czytelników nie będą mieć większego znaczenia. Każde wydarzenie, nie ważne czy jest to wojna Rosji z III Rzeszą, przyjmowanie zastrzyków na syfilis, czy gra w szachy, sprowadzone zostaje do krótkiej, pozbawionej emocji notki. Gdyby nie cała masa przypisów (zresztą przygotowanych bardzo rzetelnie) z Kronosu można byłoby wynieść tyle, co nic. Oczywiście nie mając całej biografii i utworów Gombrowicza w małym palcu. Jednak nawet dla laika dziennik intymny autora Pornografii może okazać się lekturą przejmującą, a czasem nawet przerażającą.



Kronos wprowadza nas w najintymniejsze chwile życia Gombrowicza. I nie chodzi tu tylko o to, że nareszcie wiemy na pewno, iż był on biseksualny (wbrew hipotezom niektórych przedstawicieli krytyki gejowskiej, którzy twierdzili, że biseksualizm był jedynie pozą, próbą ukrycia homoseksualizmu), który zupełnie nie krył się ze swoimi preferencjami i ciągłym erotycznym głodem. Intymność przejawia się tu przede wszystkim w sposobie ukazywania choroby i niedoli, ciągłego lęku o przyszły rok i ciągłego stresu związanego z sukcesami (bądź nie) jego utworów. I choć sama forma Kronosu zupełnie nie służy empatycznemu nastawieniu, to trudno nie poczuć, choćby przez chwilę, tej potężnej atmosfery beznadziei, która towarzyszyła Gombrowiczowi przez wiele lat. Momenty spokoju, chwile nieszczęść, spełnienie erotyczne i lęk o finanse, a do tego wszystkiego czekanie, nie wiadomo na co – na uwolnienie? śmierć? szczęście? sukces? To wszystko jest w Kronosie wyczuwalne pomimo formy, która niejednego może zniechęcić.



Na sam koniec warto wspomnieć kilka słów o samym wyglądzie Kronosu. Wydawnictwo Literackie podjęło się trudnego zadania i wykonało je perfekcyjnie. Na samym początku zauważamy piękną okładkę, na której młody, niedojrzały jeszcze Gombrowicz kryje się za starym, naznaczonym piętnem chorób, sukcesów i porażek pisarzem. Jednak to tylko pierwszy rzut oka. Kronos zawiera także wiele zdjęć Gombrowicza z przyjaciółmi i rodziną, a także miejsc, w których spędził większość swojego życia. Prócz tego otrzymujemy również fotokopie trudnych do rozszyfrowania zapisków pisarza, drzewo genealogiczne rodziny Gombrowiczów, wykaz cytowanych dzieł, indeks osób oraz utworów Gombrowicza. Jak więc widać, Kronos prezentuje się prawdziwie po królewsku.



W swojej przedmowie Rita Gombrowicz zaznacza, iż można czytać „Dziennik” bez „Kronosu”, ale nie na odwrót. Jest to niewątpliwie rada, której powinien wysłuchać każdy pragnący zmierzyć się z lekturą Kronosu. Jestem pewna, że pełne odczytanie tego dzieła przyniesie Wam dużo więcej przyjemności. A jeśli nie, no cóż, Kronos po prostu warto mieć na półce – dla samej świadomości posiadania intymnego dziennika Witolda Gombrowicza.



Autor: Witold Gombrowicz
Tytuł: Kronos
Liczba stron: 460
Wydawnictwo: Literackie

14 komentarzy:

  1. Gombro już tyle lat nie żyje? O rany! Myslalam, że to było niedawno, jakoś tak sobie dziwnie ubzduralam... co do samych poruszanych przez Ciebie tytułów to mam na półce dzienniki a po Kronosa planuję sięgnąć. Cóż Gombrowicz to autor znany mi i lubiany :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że w internetach udało mi się znaleźć kolejną osobę ceniącą twórczość Pana G. :) "Dzienniki" to kawał literatury, nie tylko przez wzgląd na liczbę stron :) A "Kronos" z pewnością okaże się doskonałym uzupełnieniem, chociaż bywa męczący i momentami aż nazbyt... prozaiczny.

      Usuń
  2. Podoba mi się zakres poruszanych tematów i cieszę się, że mogę skorzystać z wspomnianej rady :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rita Gombrowicz dobrze wiedziała, co mówi :) Pozdrawiam również, Miłko!

      Usuń
  3. Nie ukrywam, że jakoś nie po drodze mi z Gombrowiczem. Fakt, że jedyny kontakt z jego dziełami miałam poprzez lektury szkolne, ale na razie nie czuję chęci do samodzielnego zgłębiania i analizowania jego twórczości. Z tego względu "Kronos" wydaje mi się absolutnie nie dla mnie, przynajmniej nie teraz. Niemniej będę miała Twoje rady w pamięci :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami mam ochotę nawrzeszczeć na ludzi, którzy układają listy lektur i dają, tak jak u mnie, "Ferdydurke" do przeczytania dzieciakom w podstawówce. Nie zrozumiałam tej książki i postanowiłam, że Gombrowicza nie lubię. Ale zmieniło się to, oj tak, bo ten facet był niesamowity. A jeśli kiedyś będziesz chciała zacząć, to może rozpocznij od czegoś, co czyta się szybko i nie zmusi Cię do ślęczenia nad książką wiele godzin - dramat. "Iwona, księżniczka Burgunda" jest świetna, więc polecam ;)

      Usuń
    2. "Ferdydurke" w podstawówce? No to już w ogóle nieporozumienie. Ja miałam to w LO, ale niestety omawianie książek na lekcjach zabija frajdę z samodzielnej interpretacji, nie mówiąc już o konieczności czytania na wyścigi. Byłam w klasie w rozszerzonym polskim i praktycznie co tydzień "przerabialiśmy" inną lekturę. A no i moja polonistka nie kryła się z tym, że Gombrowicza nie lubi, więc też potraktowała jego twórczość po macoszemu. Dziękuję za polecenie, takiej wskazówki było mi trzeba :)

      Usuń
    3. Z jednej strony Gombrowicz na liście lektur być powinien, bo bez tego raczej nikt się za niego nie weźmie. Jednak masz rację, że to zabija radość interpretacji, a poza tym narzuca to, czego tak się Gombrowicz wystrzegał - mówienia, że był wielki, bo był :) Chyba że, tak jak w Twoim przypadku, polonistka okazaże się antyfanką. Nie mam pojęcia co jest z tymi nauczycielkami. Mickiewicza wielbią i mogą omawiać go godzinami, ale jak coś jest trochę inne, ukazujące fałsz naszej wielkiej polskiej martyrologii ("Transatlantyk"), to już fuj, fuj, tego nie chcemy. Ech, tylko załamywać ręce nad tym ;)
      Bardzo proszę, mam nadzieję, że Ci się spodoba. Może uda Ci się odczarować tego nieszczęsnego Gombrowicza :)

      Usuń
    4. Trafiłaś w sedno! Na lekcjach Mickiewicz tak, ale Gombrowicz już nie. Zresztą jeśli dobrze pamiętam to "Transatlantyk" był tylko do samodzielnego czytania, bo właśnie nauczycielka nie lubiła :P
      Też mam taką nadzieję :)

      Usuń
  4. Jakoś tak się złożyło, że nigdy z twórczością Gombrowicza nie było mi po drodze. Z tego co pamiętam, moja polonistka chyba niezbyt go lubiła, bo innych autorów przerabialiśmy dość dokładnie;) Z tego względu zanim siegnelabym po Dziennik czy Kronos, lepiej byłoby zacząć od innych pozycji ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoja polonistka Cię skrzywdziła;) Chociaż rozumiem, że można nie lubić Gombrowicza, to powinna zachęcić innych do lektury. Zatem śmiało sięgaj po dziwaczne, surrealistyczne opowieści Gombro. Warto:)

      Usuń
  5. Niestety nie wiem zbyt wiele o Gombrowiczu,bo nie miałam okazji spotkać się z jego twórczością. Dlatego też nie zainteresowała mnie ta pozycja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie warto nadrobić zaległości - Gombrowicz to klasyka, którą dobrze jest znać :)

      Usuń
  6. Zgadzam się z tym, że najpierw lepiej poznać "Dzienniki", a dopiero potem sięgać po zapiski w "Kronosie". Oczywiście ten dziennik intymny można pominąć, ale same "Dzienniki" chyba weszły już do kanonu literatury światowej.

    OdpowiedzUsuń

Zostaw po sobie ślad, za każdy jestem niezmiernie wdzięczna :)
Pamiętaj jednak o netykiecie. Wiadomości niecenzuralne, obelżywe i niezwiązane z tematem będą kasowane bez mrugnięcia okiem. Jeśli chcesz, żebym do Ciebie zajrzała, zostaw swój adres pod komentarzem :)