sobota, 5 marca 2016

W duecie o książce #1. Tragiczne skutki litości: "Niecierpliwość serca" Stefan Zweig



Oto druga odsłona cyklu W duecie o książce, w której, wraz z Martą z bloga Leżę i czytam, bierzemy na warsztat powieści znane i mniej znane, jednak z pewnością takie, o których warto rozmawiać. Tym razem skupiłyśmy się na genialnym i poruszającym dziele austriackiego pisarza, Stefana Zweiga. Serdecznie zapraszamy do lektury.

Jeśli macie ochotę zapoznać się z pierwszą częścią cyklu, w której rozprawiałyśmy się z Middlesex Jeffreya Eugenidesa, zapraszam TUTAJ.



Olga: "Dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane" – tak mogło by brzmieć motto powieści Stefana Zweiga. W tym prostym zdaniu jest jednak coś więcej, niż ludowa mądrość na każdą okazję, której tak naprawdę wielu z nas nie rozumie. Jak można, ot tak, dobro sprowadzić do odmętów piekieł, największego straszaka wszech czasów? Zweig to jedno zdanie rozwija i owija, owija w uczucia tak przejmujące i jednocześnie chorobliwe, że trudno jest pojąć, jak mogą mieścić się w jednym ciele. Chęć czynienia dobra, a właściwie litość i współczucie podszywające się pod altruizm, dominuje jednak, dzieląc scenę z miłością niecierpliwą i ulokowaną w niewłaściwej osobie. I chociaż od pierwszych stron spodziewamy się tragedii, bo niejako jesteśmy o kilka kroków przed bohaterem, czy możemy spodziewać się aż tak druzgocącego finału?


Marta: Skoro zdradziłaś, że happy end'u w Niecierpliwości serca nie będzie (ci, którzy znają powieści Zweiga, wiedzą, że zwykle odziera on swych bohaterów z nadziei i szans na szczęście), to dodam tylko, że tragiczny finał daje się przewidzieć niemal od samego początku. I nie jest to, bynajmniej, wada książki.

Ale nie uprzedzajmy faktów. Jest rok 1914, Antoni Hofmiller, młody porucznik carskiej armii, stacjonuje ze swym pułkiem gdzieś między Wiedniem a Budapesztem i... koszmarnie się nudzi. Dzięki zbiegowi okoliczności wchodzi na salony pałacu lokalnego bogacza, von Kekesfalvy. Tam poznaje niepełnosprawną córkę krezusa i, z dnia na dzień, niepostrzeżenie i wbrew własnej woli, wikła się w emocjonalne uzależnienie. Zweig każe mu dojrzeć, a w tym celu wyjątkowo boleśnie konfrontuje go z życiem. Hofmiller, owszem, dojrzewa, ale zbyt późno – katastrofa jest nieunikniona, bo austriacki pisarz stworzył grecką tragedię. Gdyby losy Antoniego i Edyty von Kekesfalvy potoczyły się inaczej i ta dwójka stanęłaby przed ołtarzem, wróżyłabym im rychły rozpad związku. Czy jesteś rozczarowana faktem, że Zweig nie kazał swoim bohaterom żyć długo i szczęśliwie? Czy takie zakończenie jest tu w ogóle możliwe?


Olga: Happy end’u nie ma, ale jak sama zauważyłaś, zaskoczenia również nie ma. O tym wspomina sam Hofmiller, a i autor daje nam wyraźnie do zrozumienia, że tego typu historie kończą się tragedią.

Dojrzewanie o którym mówisz jest rzeczywiście kwestią istotną i, co dziwne, w mniejszym stopniu dotyczy podlotka, dziewczyny siedemnastoletniej, co dorosłego mężczyzny, który większość swojego życia spędził na żołnierskim wikcie. Wiedzący czym jest posłuszeństwo i kara za jego brak, Hofmiller nagle zrywa się ze smyczy, poznaje smak życia – który przypomina smak kawioru, tokaju i doskonałych cygar – i nieoczekiwanie staje się kimś więcej, niż tylko podporucznikiem. Staje się bogiem, człowiekiem od którego zależna jest cała rodzina, włącznie ze służbą. Nie robi tego oczywiście z wyrachowania, jednak uskrzydlające poczucie władzy nad cudzym życiem jest dużo silniejsze, niż głos rozsądku. A rozsądek, który w powieści występuje w postaci lekarza, mówi mu, że litość jest dwojaka, a jego litość to siła bardziej niszcząca niż budująca. Ten kompleks boga, który opętał biednego, naiwnego i, powiedzmy szczerze, nic nie wiedzącego o życiu człowieka, jest w moim mniemaniu równie istotny, co tytułowa niecierpliwość serca, serca kobiecego. Zresztą mam wrażenie, że Zweig w swojej powieści poruszył tyle wątków, że tylko o jednym tym dziele można by napisać pokaźną pracę.

Odpowiadając na Twoje pytanie - nie, rozczarowanie nie ma tu nic do rzeczy. Nawet, gdybym była niepoprawną romantyczką i wierzyła w głębi ducha na ratunek tych dwojga, to Zweig tak wyraźnie dał nam do zrozumienia, że tragedia jest nieunikniona, że z łatwością przyzwyczaiłabym się do tej myśli. Samym szokiem nie jest przecież ta tragedia, ale właśnie próba pojęcia, jak do niej doszło. Jakie błędy zostały popełnione? Jakie uczucia były w to zamieszane? Konflikt, który przyszło nam śledzić – konflikt uczuć, choć tak różnych od siebie – jest sam w sobie tak genialnym teatrem, że nie żałuję w nim niczego, oprócz bohaterów. Dla nich pozostało mi tylko współczucie, bo skazani byli na brzemienny w skutkach brak porozumienia.


Źródło
Marta: Czy na pewno podobne historie zawsze kończą się tak samo? W powieści mamy przykłady związków zawartych z litości – małżeństwo doktora Condora, zawarte z pacjentką, której nie potrafił wyleczyć oraz związek ojca Edyty. I są to, paradoksalnie, relacje szczęśliwe. A jednak Antoniemu i Edycie nie dajemy szans. Może dlatego, że w przypadku porucznika nie ma mowy o twórczym współczuciu, o prawdziwej litości, tej, która wie, czego chce, i zdecydowana jest cierpliwie a współczująco przetrwać aż do kresu sił i nawet poza ich kres? (str. 224-225).

Twierdzisz, że w powieści dojrzewa wyłącznie Hofmiller. To prawda. Edyta pozostaje ukochaną, rozpieszczoną córeczką tatusia, której, z racji choroby, pozwala się na więcej i wiele wybacza. Edyta mieszka w złotej klatce i dlatego do końca pozostaje dzieckiem – krnąbrnym i niecierpliwym. Z perspektywy czasu oceniam ją surowiej niż byłam skłonna to zrobić tuż po lekturze powieści. Chociaż ani zachowania dziewczyny, ani postępowania Hofmillera nie rozpatrywałabym w kategoriach "winy". Hofmillerowi można zarzucić, że za bardzo rozsmakował się w roli dobrego samarytanina. Niesienie pomocy uzależnia, pozwala wykreować poczucie wysokiego mniemania o samym sobie, a to silny magnes i jedna z ważniejszych potrzeb ludzkiej psychiki. Jak zauważyłaś, nie ma w nim ani krzty wyrachowania. Chociaż chłopak korzysta z usług szofera von Kekesfalvy, pali jego cygara i kosztuje jego trunków, to nie zamienia żołnierskiego życia na wystawną pałacową egzystencję, choć ma po temu niejedną okazję.

To prawda, Niecierpliwość serca to głęboka, wielowymiarowa powieść. Proponuję skupić się na jej głównym wątku – litości. Zweig twierdzi, że związki oparte na prawdziwym współczuciu nie tylko potrafią przetrwać próbę czasu, ale mogą być również szczęśliwe. A Ty jak myślisz?


Olga: Myślę, że właśnie dlatego nie spodziewamy się po tej parze romantycznego happy end’u – Hofmiller kąpie się w swojej litości do Edyty, jednak nie jest w stanie zauważyć w niej człowieka. Moment, w którym uzmysławia sobie, że dziecko, które odwiedzał, jest rzeczywiście kobietą pełną pragnień i namiętności, jest jak cios w twarz dla czytelnika. Nagle zdajemy sobie sprawę z tego, że Edyta, z racji swojego kalectwa, odarta została z człowieczeństwa, chociażby możliwości odczuwania w sposób inny, niż jest to od niej wymagane.

W takim razie widocznie ten etap surowości w stosunku do bohaterki jeszcze do mnie przyjdzie. Jak na razie traktuję ją dosłownie jak ptaka w złotej klatce – posiadającego wszystko, choć nieszczęśliwego do granic możliwości. Owszem, nie można powiedzieć, by jej zachowanie było wyrazem dojrzałości. To w końcu jej serce jest niecierpliwe, ona w rozgorączkowaniu poszukuje wyjścia z sytuacji, na którą nie ma wpływu. Myślę jednak, że pomimo braku dojrzałości jest jedną z niewielu osób w powieści, które jasno dostrzegają, iż źle pojmowana litość może być zarzewiem tragedii. Wypiera jednak tę wiedzę, wybierając możliwość kochania, choćby pozbawionego wzajemności.

Zweig pokazuje nam dwa związki, które zbudowane zostały na szczerym współczuciu – doktora Condora i ojca Edyty, o których zdążyłaś już wspomnieć. Wydaje mi się jednak, że te szczęśliwe relacje nie bazują tylko na litości, a właściwie nie ona jest głównym elementem łączącym. Jest nim wstyd i głęboki żal. O ile w przypadku doktora Condora nie mamy co do tego pewności (o jego żonie dowiadujemy się od Kekesfalvy, który opowieść zna jedynie z plotek), tak jeśli chodzi o ojca Edyty wiemy, że to nie tylko litość, ale przede wszystkim poczucie winy spaja go z jego przyszłą żoną. Zdruzgotany swoją niegodziwością, oszukaniem kobiety bezbronnej, postanawia oddać się w pełni osobie zbyt delikatnej, by mogła żyć w samotności. Staje się oparciem i obrońcą, ale nie zapomina o swojej porażce. Hofmiller również wchodzi na drogę wstydu, która uzmysławia mu jego brak dojrzałości i dwulicowość. Jest jednak za późno, by te uczucia uratowały jego i Edytę.

Zweig mówi także o swojego rodzaju ciężarze litości, przekleństwie zatracania siebie na rzecz, no właśnie... złośliwego demona, który umościł się na plecach dobrego samarytanina i nie chce z niego zejść. Czy przytoczona przez autora jednak z Baśni z tysiąca i jednej nocy ma być przestrogą dla litościwych? A może ukazuje zależności istniejące w każdym związku, który wymaga od nas poświęcenia części siebie?


Marta: Motywem związków Kekesfalvy i Condora była zapewne mieszanka uczuć, ale widzę w niej jednak wiodącą rolę współczucia. Jednak jest to jego twórcza odmiana, ta, do której namawia Zweig. Tylko ona może być obietnicą szczęścia. Koniecznym składnikiem związku, aczkolwiek często niewystarczającym.

Przytoczony w powieści fragment jednej z Baśni z tysiąca i jednej nocy to, moim zdaniem, nie tyle przestroga przed okazywaniem nadmiernego współczucia, co metafora związku opartego na szlachetnej litości. Być może jest tak, że strona okazująca współczucie zawsze "poświęca" więcej.

Zastanówmy się, dlaczego osoby chore, ułomne, znajdujące się w trudnej sytuacji życiowej, często wzbraniają się przed litością innych? Z jakiego powodu nie chcą tego – uznawanego przecież za szlachetne – uczucia? Czy nie dlatego, że przypomina im ono o własnym nieszczęściu i zwykle nie daje nic więcej? Powiedziałaś, że tytułowa Niecierpliwość serca odnosi się do Edyty, do jej desperackiego pragnienia zdrowia i miłości. Myślę, że niecierpliwość cechuje również to, co zwykliśmy mylnie określać litością – patrzymy ze współczuciem na cudze nieszczęście, ale w głębi duszy pragniemy jak najszybciej odwrócić wzrok. Bo niełatwo jest przyglądać się czyjemuś cierpieniu, a jeszcze trudniej – udzielić właściwej pomocy. W tym kontekście powieść Zweiga można odczytywać również jako głos w sprawie osób wyłączonych z życia, chorych, niepełnosprawnych, cierpiących. I ich prawa do życia i uczuć. Do normalności.


Olga: Zweig dość wyraźnie zaznaczył, w dwóch monologach Edyty, dlaczego osoba cierpiąca, chora, nie chce wzbudzać litości. Jest to przecież swojego rodzaju substytut prawdziwego uczucia oddania, na którym można budować relacje piękne i wzniosłe. Litość, ta litość przed którą wzbrania się Edyta, jest jego brzydszą siostrą, zarezerwowaną dla osób gorszego sortu, skrzywdzonych przez los, nad którymi trzeba pochylić głowę dla... no właśnie, dla kogo? Dla samych siebie, dla własnej satysfakcji. Tak przynajmniej uważa osoba, nad którą się zlitowano. Na chwilę pozwolę sobie oddać głos Edycie:

Czy nie znam was na wylot? Tej waszej waleriany i cukru, cukru i waleriany, tego waszego obrzydliwego cackania się ze mną... Doskonale wiem, że za każdym razem oddychacie z ulgą, kiedy zamykacie za sobą drzwi i zostawiacie mnie samą jak trupa...

Czy to nie wyraża wszystkiego? Całego bólu, poczucia osamotnienia i zepchnięcia na dalszy plan, jak kogoś, kto nie jest w stanie sam o sobie decydować? Litość sprawiła, że ta kobieta, w pełni rozwinięta i pragnąca uczucia, skazana została na los wiecznego dziecka, które całuje się w czółko, jednak nigdy w usta. Nie tylko litość Hofmillera, to warto podkreślić. Również współczucie jej ojca jest toksyczne, także dla niego, gdyż stary Kekesfalva powoli umiera patrząc na przykutą do fotela córkę.
span style="font-size: large;">
Muszę przyznać Ci rację – niecierpliwość cechuje także tych litościwych, którzy pragną, jak powiedziała Edyta, zamknąć drzwi i odetchnąć. To szokuje i zastanawia. Bo czy naprawdę traktujemy chorych, niepełnosprawnych, jak kogoś poza społeczeństwem? Czy to nadal ma miejsce? Hofmiller nie chce przyjąć miłości Edyty, bo wstydzi się przed sobą i kolegami, że zwiąże się z kobietą niepełną. Mnie wydało się to śmieszne i straszne zarazem. Przecież to tylko paraliż nóg – nie niszczy osobowości, nie wymaga całodobowej opieki. A jednak strach przed śmiesznością i właśnie wyłączeniem z grona uprzywilejowanych powoduje, że Antoni jest jednocześnie litościwy i okrutny.

Chciałabym jeszcze spytać Cię o język powieści. Osobiście uwielbiam tak soczyste, pełne emocji zdania, które zdają się całkowicie odmalowywać psychikę bohaterów i świat przedstawiony. Czy sądzisz, że styl Zweiga może ułatwić czy utrudnić przekaz współczesnemu czytelnikowi, nastawionemu raczej na prostotę i, niestety, łopatologię stosowaną?


Marta: Tak, Edyta staje się symbolem wielu cierpiących, którzy wolą zimną obojętność od fałszywego współczucia. Przymykanie oczu na cudze nieszczęścia to nie jest, niestety, domena dawnych czasów. Zobacz, czy to nie dziwne, że, aby ujrzeć w niepełnosprawnym człowieka, potrzeba dzisiaj kampanii społecznych (!), wielkich akcji i medialnego szumu? Zresztą, myślę, że mimo iż Niecierpliwość serca dotyczy dramatu ułomnej dziewczyny, to równie dobrze – i to jest, między wieloma innymi, siła tej powieści – można ją odnieść do każdej innej, "z życia wziętej" sytuacji, w której fałszywa litość jest marną zapłatą za coś, co pragnęlibyśmy ofiarować za darmo.

Niecierpliwość serca to wymagająca książka. Zmusza do myślenia, do refleksji – również nad samym sobą. Na pewno nie jest to rzecz dla czytelnika szukającego rozrywki i relaksu. Podobnie jej język - z pozoru zwyczajny, ale pod spodem aż buzujący od emocji, to nie są gładkie zdania, które da się przełknąć i o nich zapomnieć. To wielka proza – proza życia – dla wielbicieli psychologicznych, doskonałych powieści. Trzeba dzieło Zweiga polecać – mam nadzieję, że się ze mną zgodzisz.


Olga: Nie tyle nawet obojętność, co zwykłą, ludzką szczerość. Wspomina przecież o służącej, która w przerażeniu krzyczy o tak bogatej, tak pięknej, a jednak kalekiej dziewczynie. Pokazuje to też trochę, że litość jest sportem dla ludzi wychowanych w świecie konwenansów. Prosta kobieta nie zdawała sobie sprawy z tego, że popełniła faux pas, powiedziała to, co podpowiadało jej serce.

Owszem, w dawnych czasach chowano swoich chorych, teraz wyciąga się ich "na światło dzienne", by oswoić społeczeństwo. Czemu jednak trzeba je oswajać? Czemu nie możemy przyznać, że ułomność jest częścią człowieczeństwa? W tym też tkwi okrucieństwo Hofmillera, młodego i naiwnego mężczyzny, który nie jest w stanie zaakceptować nawet brzydoty (przecież bezlitośnie wypunktowuje przywary w wyglądzie Condora, nie dostrzegając z początku jego bystrości), a co dopiero kalectwa. Dlatego też jego uczucia do Edyty nie mogłyby wyjść poza toksyczną litość.

Oczywiście, że się z Tobą zgodzę. Chociaż myślę, że powieść Zweiga nie zrobiła na mnie tak wielkiego wrażenia, jak na Tobie, to nasza rozmowa uzmysłowiła mi, że jest to powieść wielka, mądra, choć niepozorna. Nie jest to książka łatwa, lecz lektura przyniosła mi wiele przyjemności – autor znakomicie oddaje zarówno bogate życie Kekesfalvów jak i żołnierską codzienność Hofmillera. Najpiękniejsza w niej jest jednak psychologia postaci, głębokie i błyskotliwe przemyślenia na temat natury ludzkiej. Życzyłabym zarówno sobie jak i Tobie więcej takich książek, nawet pomimo tego druzgoczącego poczucia zbliżającej się tragedii.


Marta: Gdy napisałam o powieści Zweiga na swoim blogu, mój wpis skomentowała Pani, która pracuje jako pielęgniarka. Napisała, że Niecierpliwość serca była kamieniem milowym w jej duchowym rozwoju i nauczyła ją więcej, niż niejeden podręcznik psychologii. Czy może być lepszy komplement dla pisarza i lepsza rekomendacja dla czytelników? Myślę, że to retoryczne pytanie to dobre podsumowanie naszej rozmowy o tej wspaniałej książce.


***
I to już koniec, choć z pewnością nie koniec tego typu postów. Napiszcie koniecznie czy podoba Wam się taka forma pisania o książkach.  



4 komentarze:

  1. Dyskusja godna podziwu i bardzo miło się ją czyta. Wnioskuję, że Zweig oferuje literaturę nieoczywistą w odbiorze, z której wieje nutą pesymizmu. Cieszy mnie fakt, że głębsza refleksja pozwala zauważyć mocne strony powieści i płynące z niej emocje. Przyznaję, że zachęciłyście mnie do przeczytania. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo miło mi to słyszeć (czytać). Dyskusja sama w sobie sprawiła wiele przyjemności, ale dobrze byłoby jeszcze wiedzieć, że przynosi odbiorcom pewien pożytek :)
      Nuta pesymizmu to eufemizm - ja odebrałam ją jako typową tragedię, w której nie ma miejsca na szczęśliwe zakończenie. Pesymizmu jest w niej dużo, zarówno w samej fabule jak i w tym, co nie pozostaje wypowiedziane na głos. Nie jest to z pewnością literatura łatwa, ale, z tego co możesz zobaczyć po naszych zachwytach, warto ją poznać. Mnie z pewnością skłoniło to do dalszej przygody z Zweigiem :)
      Pozdrawiam również i życzę miłej, zaczytanej soboty :)

      Usuń
  2. Mnie się szalenie podoba. Takie oświetlenie reflektorami z dwóch stron z pewnością ubogaca odbiór książki:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mnie to cieszy :) Jak jednak widać trochę trudniej włączyć się do takiej dyskusji, niż zostawić komentarz pod zwykłą recenzją.

      Usuń

Zostaw po sobie ślad, za każdy jestem niezmiernie wdzięczna :)
Pamiętaj jednak o netykiecie. Wiadomości niecenzuralne, obelżywe i niezwiązane z tematem będą kasowane bez mrugnięcia okiem. Jeśli chcesz, żebym do Ciebie zajrzała, zostaw swój adres pod komentarzem :)