sobota, 9 stycznia 2016

"18% szarości" Zachary Karabaszliew - recenzja





Szarość w stu procentach


Zachary Karabaszliew to raczej nieznany w naszym kraju bułgarski pisarz, dziennikarz i autor sztuk teatralnych. W 2008 roku ukazał się jego debiut, 18% szarości, który na polskim rynku wydawniczym pojawi się w tym roku nakładem wydawnictwa Książkowe Klimaty.



 


Nie ma jej od dziewięciu ranków – to pierwsze zdanie powieści, jednak doskonale mówi nam o rozchwianym stanie psychicznym głównego bohatera, odliczającego dni straty. Bohaterem tym jest Zack – emigrant, fotograf, człowiek, który pragnął być muzykiem a teraz pracuje w firmie farmaceutycznej. Jego żona odeszła, a on miota się od ściany do ściany i zastanawia się, co począć przez kolejne dni naznaczone brakiem tej idealnej istoty, którą udało mu się poślubić. Postanawia przekroczyć granicę z Meksykiem, uchlać się do nieprzytomności i, jeśli szczęście dopisze, zaliczyć jakąś panienkę. Choć udało mu się upić, jego dalsze plany pokrzyżowało trzech facetów: dwóch kopiących i jeden kopany. Sprawy komplikują się jeszcze bardziej, gdy prawie nieprzytomny Zack rani napastników i ucieka ich samochodem, w bagażniku którego, jak się szybko okazuje, znajduje się worek z dość ciekawą zawartością. Niestety nie jest to ciało. To tylko marihuana.



Karabaszliew podzielił swoją powieść na trzy części: teraźniejszość, w której Zack musi borykać się z problemami związanymi z odejściem żony i marihuaną w bagażniku, przeszłość z nakreślonymi przez bohatera wspomnieniami dotyczącymi życia w Bułgarii i emigracji, a także trzecią, którą określam jako sesja zdjęciowa. Stanowi on wyłącznie wymianę zdań między Zackiem i Stellą. Ten krótki, acz treściwy przerywnik, stanowi chyba najjaśniejszą część powieści, głównie ze względu na fakt, iż autor dopuszcza w nim do głosu dwie osoby na tych samych warunkach, w przeciwieństwie do poprzednich części, w których to Zack jest narratorem. A nie można powiedzieć, by był on wymarzonym przewodnikiem po Stanach i Bułgarii. Zack nie jest antypatyczny, choć prawdopodobnie wielu z Was właśnie tak będzie na niego patrzeć. Dla mnie ten bohater jest po prostu nijaki. Zdaję sobie sprawę z tego, że autor wykreował go w taki sposób, by ukazać stracone ideały, zmarnowany talent artystyczny i coraz większe pogrążanie się w typowo amerykańskim konsumpcjonizmie. Nie zmienia to jednak faktu, że nasza szara choć, w zamiarze, skrywająca spory potencjał postać jest dla mnie całkowicie pozbawiona rysów charakterystycznych czy głębi psychologicznej, wychodzącej poza użalanie się nad swoim losem.



Dużo lepiej wypada Stella, którą poznajemy głównie za pośrednictwem Zacka a także dzięki krótkim, rwanym wypowiedziom podczas sesji zdjęciowych. Żona głównego bohatera jawi się jako osoba idealna, skryta artystka, która pomimo ciężkich chwil nie opuszcza swojej bratniej duszy, coraz bardziej gubiącej się w świecie amerykańskiego snu. Spełnienie artystyczne oddala spełnienie w związku, jej życie jest niepełne choć możemy odczuć, iż Stella próbuje je naprawiać. Jednak czytelnik z łatwością zauważy, że ten obraz to piękna mistyfikacja stworzona przez Zacka. Podczas jednej z sesji bohater wykrzykuje w stronę swojej żony:

- czy nie mogłabyś chociaż przez chwilę być po prostu obiektem!

Odpowiedź Stelli jest prosta: - nie.

Ta krótka wymiana zdań doskonale pokazuje stosunek męża do swojej żony, która z biegiem lat z podmiotu staje się przedmiotem, czczonym i kochanym ale tylko w zamyśle. Ukazanie tego przedziwnego stosunku Zacka do ukochanej jest najmocniejszym punktem powieści, która niestety nie przynosi zbyt wiele pozytywów.



... Komu potrzebna jest jeszcze jedna książka o rozstaniu? Komu potrzebna jest jeszcze jedna smutna książka?



Podczas lektury 18% szarości również zadawałam sobie te pytania. Gdyby była to jeszcze jedna dobra książka o rozstaniu, czytałabym ją z przyjemnością. Niestety powieść Karabaszliewa jest nie tylko mało oryginalna, ale po prostu nudna. Fabuła, która miała być oczywiście tylko pretekstem do poważnych rozmyślań na temat życia w Ameryce, upadku wartości i rezygnowaniu z pasji na rzecz wygodnego życia (ten aspekt przekazany został łopatologicznie za pomocą kilkukrotnego przytoczenia przypowieści o talentach), nuży z każdą kolejną stroną coraz bardziej. Zakończenie jest boleśnie przewidywalne, a sama podróż, która przecież miała być ważniejsza od jej celu, ciągnie się w nieskończoność wśród jęków i biadolenia bohatera, który nie jest w stanie wykrzesać z siebie czegoś poza kilkoma wulgaryzmami, myśleniem o kobietach i robieniem zdjęć. Karabaszliew jest bardzo biednym krewnym Bukowskiego (jakimś dalekim kuzynem dziewiątego stopnia), próbującym szokować językiem i urywanym stylem, ale okazuje się po prostu zwykłą kalką kalki. Nic w tej powieści mnie nie porwało, nic nie skłoniło do zastanowienia. Mówię to z bólem serca – nie polecam. 


Moja ocena: 3/10
 
Za możliwość przeczytania książki dziękuję


Autor: Zachary Karabaszliew
Tytuł: 18% szarości
Liczba stron: 416
Tłumaczenie: Hanna Karpińska
Wydawnictwo: Książkowe Klimaty

35 komentarzy:

  1. Rzeczywiście, wcześniej nie słyszałam o tym pisarzu, ale spodziewałam się czegoś dobrego. Niestety, coś mi się wydaje, że to rzeczywiście dość słaba książka. Wielu autorów próbuje przemycić coś z Bukowskiego, ale najczęściej wypada to żałośnie. :(

    MAJUSKUŁA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również spodziewałam się literackiej uczty, głównie dlatego, że Książkowe Klimaty mnie wcześniej nie zawiodły. Tym razem zupełnie nie trafiło to w mój gust. Ja przyrównałam autora do Bukowskiego, wydawnictwo mówi o Kerouacu, jednak dla mnie to tylko nieudana próba powiedzenia czegoś, co powiedziane zostało już miliony razy w sposób, który zupełnie do mnie nie trafia.

      Usuń
    2. A dla mnie jest rewelacyjna! Dawno nie czytałem tak dobrą i ciekawą książkę!

      Usuń
  2. Nie słyszałam o tej książce, ale widzę, że nic nie straciłam. Rzeczywiście mogło wyniknąć z tej historii coś ciekawego, przynajmniej zarys fabuły to sugerował, ale skoro jest nudno i nijako to z pewnością nie sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Plusem wydawnictwa Książkowe Klimaty jest właśnie to, że wydają autorów, których raczej nie zna się w naszym kraju. Niestety tym razem przestrzelili - moim zdaniem przynajmniej. Chociaż w Bułgarii powieść ta okazała się bestsellerem. Spodziewałam się czegoś walącego obuchem w łeb, może też dlatego taka gorycz się ze mnie wylała w tej recenzji. Duży zawód.
      Ale polecam Ci inne książki tego wydawnictwa, znajdziesz ich trochę na tym blogu :) Książkowe Klimaty bardzo poszerzają horyzonty.

      Usuń
    2. Chętnie poznałabym autorów, którzy u nas nie są wydawani, więc fajnie, że powstało wydawnictwo z taką inicjatywą, ale bardzo mnie drażni jego nazwa. Te "klimaty" w odniesieniu do kultury już mi bokiem wychodzą, bo co chwilę czytam/słysze "klimat tego czy tamtego". Wiem, że penie to moje czepialstwo, ale akurat to określenie nic dla mnie nie znaczy. Oczywiście nie bierz tych moich narzekań od siebie, tak tylko przy okazji sobie pomarudziłam a na ofertę wydawnictwa rzucę okiem :)

      Usuń
    3. Hehe może i czepialstwo, ale całkowicie zrozumiałe. Sama również często łapię się na tym, że zbyt często używam tego słowa ;) Jeśli chodzi o wydawnictwo, nazwa rzeczywiście nie jest bardzo udana (chociaż wiąże się z seriami "klimatów" z danych krajów, co w pewnym sensie ma odzwierciedlić jakiś styl), ale mnie jakoś zapadła w pamięć, więc chyba spełnia swoje zadanie :) Jasne, że nie biorę tego do siebie, nie ma ku temu żadnego powodu ;) A to idealne miejsce do marudzenia :)
      Jak będziesz miała kiedyś chwilę, to zajrzyj na ich stronę a z pewnością znajdziesz tam coś dla siebie :)

      Usuń
    4. Kiedyś też go używałam, dopóki na jednych zajęciach nie zwrócono mi uwagi, że klimat to może być śródziemnomorski, a o kulturze wypadałoby się wypowiadać inaczej:P Najpierw się wkurzyłam, ale po przemyśleniu stwierdziłam, że to rzeczywiście mało trafne określenie w tym kontekście i przestałam go używać.
      Przejrzałam stronę wydawnictwa i przyznam, że mają całkiem ciekawe publikacje. Podoba mi się pomysł na wydawanie książek autorów u nas zupełnie nieznanych. No i te "klimaty" też jakoś się bronią w takim wydaniu :P

      Usuń
    5. Zaiste, mądre to były zajęcia, skoro nakłoniły Cię do słownikowej zmiany :) To jest właśnie świetne w nauce (że tak trochę odejdę od tematu). Kiedy ktoś prowokuje Cię do zmiany nastawienia, nawet na tak błahy temat dotyczący jednego tylko słowa. Ale teraz jesteś już bardziej podejrzliwa co do mówienia o różnego rodzaju klimatach ;) Pamiętam jak kiedyś moja nauczycielka łaciny zaczęła sarkać na zwrot "puszka Pandory" - a skąd się niby ta puszka wzięła w starożytnej Grecji? Pewnie po coca-coli ;) Od tamtej pory raczej unikam tego sformułowania, albo zmieniam je na skrzynkę Pandory.

      Trafiłam na nich przypadkiem, przez link na którymś z blogów i od razu się zakochałam. Uwielbiam czytać literaturę nieznaną, pozbawioną tej popularnej otoczki, która boleśnie kojarzy mi się z masowością. Chociaż nie wszystkie ich książki są dobre - co widać po powyższej recenzji - wcześniej mnie nie zawodzili, a wybrane przez nich teksty były inteligentne i uświadamiające, że literatura zagraniczna to nie tylko Anglia, Stany, ewentualnie Francja, ale także Słowacja, Grecja czy Czechy :)

      Usuń
    6. Faktycznie! "Puszka" nie ma sensu, chociaż nie wiem czy w tym przypadku nie chodzi po prostu o jakiś utarty zwrot, coś, co weszło już do powszechnego użycia i można przymknąć oko na pewną nielogiczność. Mnie drażni też użycie powiedzenia "nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki" w kontekście związków i tego, że ktoś nie chce się ponownie zejść :P Ale o tym dowiedziałam się już z internetu :)
      Co do zajęć to tak, było kilku wykładowców, którzy jednym zdaniem potrafili sprawić, że człowiek zaczął się zastanawiać nad paroma kwestiami :)

      Zaciekawiłaś mnie tymi mniej znanymi powieściami i mam nadzieję, że też zacznę takich poszukiwać, bo przyznaje się bez bicia, że zazwyczaj czytam i oglądam właśnie te masówki. Kultura popularna to mój żywioł, ale przecież nie można się zamykać na całą resztę :)

      Usuń
    7. Pewnie tak, jednak tego typu zwroty skądś się biorą, prawda? Skąd więc wzięła się ta przeklęta puszka, skoro nawet w angielskim mamy zwrot "Pandora's box"? Hmm ja zawsze traktowałam powiedzenie o rzece w sposób metaforyczny, trochę romantyczny, myśląc o tym, że rzeka zmienia się tak samo jak człowiek, z każdym żłobieniem, każdym osunięciem ziemi jest inna. Nadal ma jednak tę samą nazwę ;)

      Kultura popularna ma swoje plusy, nawet sporo, można w nich odszukiwać wiele znaczeń, schematów i wzorców zaczerpniętych z różnych gatunków. Przykładowo ja pisałam swoją pracę magisterską z literatury kryminalnej, a moja promotorka nawet słowem nie zająknęła się, że tak nie wypada, bo to przecież literatura pop. Owszem, nie można się zamykać, ale to zamykanie się może wiązać się zarówno z jedną jak i drugą stroną - snob książkowy przecież gardzi literaturą popularną, choć mógłby z niej wyciągnąć wiele dobrego ;)

      Usuń
    8. Ta puszka jest intrygująca, nie mam pojęcia pojęcia skąd się wzięła, ale rzeczywiście raczej to niefortunne określenie. Co do rzeki, to dobrze myślisz, o to właśnie chodzi, ale dużo osób rozumie te słowa w stylu "nie warto wiązać się po raz drugi z tym samym człowiekiem".

      Moja praca dotyczyła gatunku survival horror w grach komputerowych i na szczęście też nie miałam problemu z tematem :) Co do literatury kryminalnej, szalenie ciekawy temat. Miałam okazję chodzić na zajęcia właśnie dotyczące kryminałów i świetnie je wspominam. Ile się wtedy nagadaliśmy o różnych książkach :) Była zarówno klasyka, jak i głośne nowości, chętnie bym to powtórzyła :)

      Usuń
    9. Według słownika języka polskiego, Pandora była kobietą, która otrzymała od Zeusa gliniane naczynie (beczkę). Skąd wzięła się puszka? Nie wiem. W każdym razie jest to tak utarte, że już się tego nie zmieni. Jednak uzus nie zawsze powinien wygrywać ze zdrowym rozsądkiem. Ja bojkotuję tę puszkę!
      Rozumienie powiedzenia o rzece jest w takim razie bardzo skrótowe. Nie chodzi o to, że nie warto, ale że nie można - bo zarówno ja, jak i osoba, z którą się związałam zdążyła już się zmienić. Wiesz, czasem zastanawiam się, skąd ludzie biorą takie ludowe mądrości, ucierane przez lata, które nie mają żadnego sensu. Trochę zdrowego rozsądku jeszcze nikomu nie zaszkodziło, prawda?

      Twoja praca musiała być genialna! Zupełnie nie znam się na grach komputerowych (zagrałam może w 3 przez całe życie), ale podoba mi się to, jak bardzo jest inny i oryginalny. Miałabyś u mnie 5 za sam tytuł :D Ja pisałam o problematyce zła w kryminale i muszę powiedzieć, że to był naprawdę świetny materiał do badań. Zajęcia dotyczące kryminałów brzmią cudownie. Czemu ja takich nie miałam? Zazdrość mnie zżera :P

      Usuń
    10. W takim razie przyłączam się do bojkotu! Czyli jak rozumiem zamiast puszki mamy skrzynię Pandory?
      Prawda, niewiele osób w tym powiedzeniu dostrzega, że chodzi właśnie o zmianę i niemożność powrotu do dawnej sytuacji.
      Dziękuję :)) Na fali swojego zainteresowania rzuciłam się na doktorat z gier, a raczej na razie na studia, ale mam nadzieję, że kolejna praca również powstanie w swoim czasie:) Jeśli miałabyś ochotę w coś zagrać, chętnie doradzę. Czasami nawet publikuję na blogu recenzje, ale głównie horrorów :)
      Problem zła i kryminał to brzmi fantastycznie. Szczerze przyznam, że obok horroru zagadnienia związane z kryminałami są dla mnie najciekawsze. Zajęcia były fakultatywne i serio jedne z moich ulubionych, ale duża w tym zasługa grupy, bo rzeczywiście spotkali się pasjonaci gatunku i prowadziliśmy długie dyskusje :)

      Usuń
    11. Super, jeszcze trochę i spiszę petycję w tej sprawie ;) Mamy skrzynie, pudełko, a nawet beczkę - z taką wersją też się spotkałam. Nie mam pojęcia, która jest najbardziej poprawna, ale najważniejsze, by nie była to puszka!

      O matko, musisz mieć fantastyczne sesje badawcze ;) Możesz wypiąć się na wszystko, włączyć komputer i powiedzieć, że się uczysz. Marzenie każdego nastolatka :P Horrory to moja bajka, nie ważne w jakiej postaci. Jedyne gry w jakie grałam (świadomie wybierane, Simsy się nie liczą)to "Wiedźmin" - nie przeszłam; "The Path" - jestem nią oczarowana (artykuł na blogu:P), ale to raczej nie gra tylko zabawa interaktywna; "Call of Cthulhu" - Ia, Ia :D

      Horror jako gatunek również przynosi niesamowitą ilość zagadnień, poza tym podstawowym związanym z odczuwaniem lęku. Wydawać by się mogło, że literatura popularna nie ma nam nic do zaoferowania, poza godzinami rozrywki oczywiście, ale jednak ze wszystkiego można coś wycisnąć. Kryminał w jakimś stopniu przestaje mnie fascynować - niestety upadek tego gatunku, jego schematyczność (wpisana, jakby nie patrzeć, w samą jego specyfikę) i coraz mniejsze zaskoczenia, które przynosi, odciągają mnie od tej literatury. Wszystko, co popularne, musi kiedyś się skończyć.

      Usuń
    12. Beczka Pandory brzmi intrygująco :)

      Miałam takie sesje wcześniej, teraz "niestety" wybrałam temat, który wymaga śledzenia tekstów opublikowanych w magazynach o grach, zarówno tych pierwszych pierwszych, jak i tych najpopularniejszych z lat 90. :) No i "niestety" czytania książek o teorii badania gier lub bardziej ogólnie, skupionych na medioznawstwie, nie można uniknąć, więc jeśli jakiś nastolatek śledzi naszą rozmowę, niech przemyśli sprawę kilka razy :D

      The Path również mi się podobała, bardzo wiele ciekawych wniosków i tematów można poruszyć na przykładzie tego tytułu. Tak z ciekawości zapytam, za pierwszym razem poszłaś od razu w stronę domku babci? Call of Cthulhu to właśnie jedna z analizowanych do magisterki gier. Pokochałam ją od pierwszego uruchomienia (dziwnie to brzmi) i dzięki niej wreszcie zabrałam się za opowiadania Lovecrafta. Serię Wiedźmin też mam za sobą i ostatnią częścią jestem oczarowana, dlaczego nie udało Ci się jej ukończyć? Dzięki grom przekonałam się też do Sapkowskiego, bo wcześniej byłam pewna, że taka historia nie będzie mi się podobać. O, jakże się myliłam!

      Myślisz, że kryminał jako gatunek chyli się ku upadkowi? Oczywiście również zauważyłam schematyczność i im więcej kryminałów czytam, tym trudniej znaleźć taki, który mnie zachwyci. Niemniej w rozpoznawaniu znanych schematów też jest przyjemność. Chodzi mi o to, że jeśli dobrze znamy daną konwencję to interesujące może być odkrywanie jak poszczególny autor podszedł do tematu, jakie elementy typowe wykorzystał, a co zmienił, próbując dodać coś typowo od siebie :)
      Horror boryka się z taką łatką czegoś niepoważnego, dla masowego odbiorcy, czegoś niewymagającego, a czasem nawet głupiego i to jest przykre, bo jak słusznie zauważyłaś, ma wiele do zaoferowania. Trzeba tylko wyjść poza ten standardowy paradygmat i myślenie o horrorze jak o taniej rozrywce. To samo dotyczy zresztą gier.

      Usuń
    13. No nie, czytanie nie jest już takie zabawne:P Ale tak serio, to gdybym była większą fanką gier (albo umiała w nie grać) to bym się śliniła czytając Twoją wypowiedź. Cieszę się, że masz możliwość rozwijania się w kierunku, który Cię interesuje. To jest chyba w studiach najlepsze :)

      Oj tak, "The Path" to kopalnia motywów, nie spodziewałam się aż takiego symbolizmu i żałuję, że nadal nie do końca jestem w stanie rozgryźć psychodeliczne obrazy pojawiające się w domu babci po śmierci bohaterek. Tak, ja też najpierw poszłam ścieżką prosto do domku - to było bardzo przewrotne ze strony twórców. Skoro jest napisane, żeby nie zbaczać ze ścieżki, to ja się słucham :P "Call of Cthulhu" było przerażające, chociaż nic nie jest w stanie przebić "Silent Hill". Ale dobrze, że skłoniło Cię to do poznania Lovecrafta - nie ma to jak stary, dobry horror :) A z "Wiedźminem" było tak, że grałam w niego u kogoś(mój komputer był porażką) a później przestałam do tego kogoś przychodzić i skończyło się wiedźminowanie :P Może kiedyś wrócę do tej gry, bo była świetnie przemyślana. Jednak wolę czytać sagę niż grać ;) Choć bardzo, ale to bardzo cieszy mnie, że gra tak rozreklamowała książki Sapkowskiego.

      W pewnym sensie kryminał skończył się w momencie, w którym stał się popularny - ta popularność przypływa falami, jakiś czas temu zaczęła się kolejna fala sprowokowana kryminałami skandynawskimi. Jednak moda, która pozwala twórcom zarobić, jest też największym czynnikiem niszczącym. Dobre kryminały nierzadko stają obok kiepskich, bo wydawnictwa wydają wszystko, co ma odpowiednią łatkę. Pozostając przy skandynawskich powieściach gatunku: wiele książek, które się do nas przedostają, są postrzegane za wartościowe tylko dlatego, że zostały stworzone w Szwecji czy Norwegii. Jedną z nich, na której przejechałam się ogromnie a teraz wykorzystuję ją jako przykład w każdej możliwej sytuacji jest "Prawie martwy" Ake Edwardsona. To był jeden, wielki bełkot, zarówno w sferze fabuł jak i narracji, nie czytałam jeszcze gorszych dialogów a historia była po prostu głupia. Jednak seria Edwardsona (chyba z 10 powieści) sprzedaje się dobrze, bo czytelnik łyka wszystko, co ma odpowiednią etykietę. Dobry autor potrafi bawić się konwencją, zły wykorzystuje ją jako ratunek. Schematy są w kryminale niezwykle istotne, jednak mam wrażenie, że coraz więcej jest tych, które mają ratować złego pisarza. Może jestem czarnowidzem, ale coraz rzadziej mam przyjemność przeczytać coś, co wpisuje się w konwencję a jednocześnie jest literaturą na poziomie. Tego właśnie oczekuję od dobrego kryminału.
      To samo można powiedzieć o horrorze - są autorzy typu Masterton (nie wiem czy lubisz, ale ja pogardzam tym facetem) i autorzy typu Lovecraft, Blackwood, King. Jedni mają wizję, chcą przekazać coś więcej niż tylko tanią opowieść o strachu, chcą zgłębić psychikę człowieka, korzystają z mitologii lub tworzą własną. Trudno oczywiście wyczuć, gdzie kończy się tani horror a zaczyna sztuka, jednak myślę, że uważny czytelnik to wychwyci.

      Usuń
    14. Jeśli chodzi o to czy ktoś umie grać to najważniejsza jest praktyka :) Gry są trudne w tym względzie, że każda ma inne zasady, inną mechanikę i za każdym razem trzeba się uczyć tego od nowa, ale po czasie odkrywa się, że pewne rozwiązania są podobne w większości tytułów i już jest znacznie łatwiej. Dużo osób zniechęca się właśnie przez to, że włączają grę i nie wiedzą na początku, co w niej robić, ale taki już urok tego medium :) No i nie każdy gatunek gier musi wszystkim odpowiadać, ja nie wyobrażam sobie np. grania w strategie, które mnie koszmarnie nudzą. Co do studiów, zdecydowanie tak :) Nie jest to kierunek zapewniający spokojną przyszłość, ale za to interesujący :)

      Też nie wszystko rozumiem z "The Path", wiele rzeczy można też różnie interpretować, więc nic nie jest oczywiste. Oczywiście też się posłuchałam, nawet mi nie przyszło do głowy, żeby zrobić coś innego niż iść do domku babci. Ten tytuł wspomina się zawsze przy omawianiu postaw graczy i podziale na tych subwersywnych i implikowanych. Niestety nie mam w sobie tej iskry buntu i zazwyczaj robię to, czego chcą twórcy :P Silent Hill wielbię miłością ogromną, to moja ulubiona seria horrorów. Znasz może część Shattered Memories? No niestety do Wiedźmina potrzeba dość mocnego sprzętu, ale mam nadzieję, że jeszcze kiedyś nadarzy Ci się okazja do powrotu do tej gry. Natomiast jeśli chodzi o twórczość Sapkowskiego to jakoś nie przekonuje mnie w formie pisanej. Lubię gry, lubię słuchowiska, ale powieści jakoś mnie nie wciągają. A z tym rozreklamowaniem to dość zabawne, bo Sapkowski przez długi czas w ogóle ignorował gry. Nie wiem jak jest teraz, ale tuż po sukcesie gier pytano go, co o tym wszystkim sądzi i nie wyrażał się zbyt pochlebnie na ten temat. Nie da się jednak ukryć, że bez gier jego książki nie byłyby tak znane.

      Masz całkowitą rację w kwestii kolejnych trendów czytelniczych. Teraz moda na skandynawskie kryminały już trochę minęła, ale sama wpadłam w jej sidła i w sumie do teraz lubię sięgać po kryminały autorów z Północy. Zastanawiam się jaka kryminalna moda czeka nas teraz. Na Edwardsonie też się przejechałam, chociaż czytałam pierwszą część serii, czyli "Taniec z aniołem". To bardzo męcząca, nudna książka z irytującym głównym bohaterem, dlatego więcej do twórczości Edwardsona nie planuję wracać. Jestem trochę zdziwiona, że niektórzy wierzą w te marketingowe sztuczki, bo przecież to oczywiste, że nie każda powieść kryminalna szwedzkiego autora będzie świetna. Często trudno oddzielić ziarno od plew, ale niestety trzeba się liczyć z tym, że wydawane są też słabe książki.
      I znów się zgodzę, bo rzeczywiście coraz trudniej znaleźć dobry kryminał i dobry horror. Mam jednak nadzieję, że te gatunki jako takie nie znikną, że zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie umiał wybić się ponad przeciętność innych pisarzy. Twórczości Mastertona w zasadzie nie znam, bo czytałam tylko jedną książkę pt. "Trauma" i jakoś wielkiego wrażenia na mnie nie zrobiła. Mam jednak wrażenie, że Masterton pisze masowo, nie stara się nic wartościowego przedstawić, dlatego jeśli będę sięgać po jego powieści (a raczej będę, bo ze dwie kiedyś tam kupiłam) to z pełną świadomością poziomu jego pisarstwa. Jeśli mogę zapytać, czym drażni Cię Masterton, że aż nim pogardzasz?
      Jasne, że da się wyczuć, kiedy horror ma w sobie coś więcej niż właśnie pogoń za tanią rozrywką i takich autorów trzeba ze świecą szukać :)

      Usuń
    15. O matko, ta dyskusja ogromnie nam się rozrosła:D

      U mnie z graniem jest tak, jak mówisz - nie wiem od czego zacząć, co zrobić, nie rozumiem czemu już mnie zdążył jakiś zombiak zjeść zanim ja jego tym kluczem zatłukłam itd. :P Urok z pewnością jest, jeśli ktoś ma samozaparcie, żeby przekraczać swoje ograniczenia. Ja niestety szybko się poddaję, bo moja ręka jest niekompatybilna z klawiaturą :P

      To właśnie bardzo podoba mi się w tej grze: mnogość interpretacji. Historie kapturków były świetne, przekaz dotyczący wkraczania w dorosłość bardzo klarowny ale jednak to nie wszystko, a gracz musi dalej zgadywać, przypatrywać się i starać się zrozumieć. Dodatkowo muzyka w "The Path" jest tak genialna, że jak słucham jej w wolnej chwili, to mam ciarki. Znasz inne gry Tale of Tales? Jakiś czas temu czytałam o "Fatale", grze, która opowiada o tańcu Salome i strasznie mnie to zainteresowało, ale jakoś się rozmyło w czasie. "Silent Hill" to moje wspomnienie z lat młodości, kiedy wspólnie z ojcem i bratem siadaliśmy przed telewizorem i patrzyliśmy, jak ojciec gra, krzycząc mu do ucha co ma robić (to bardziej ja, bo mój brat się bał:P). Od tamtej pory kocham ten klimat, uwielbiam historię i płaczę nad filmami, które są fatalne. Choć po obejrzeniu drugiej części pierwsza zdaje się arcydziełem. Nie grałam w żadną inną część, więc nie kojarzę wspomnianej przez Ciebie, ale od jakiegoś czasu zbieram się wewnętrznie żeby przypomnieć sobie serię - tym razem na komputerze, chyba, że wreszcie z M. postanowimy kupić Xboxa :D
      Hmm ja sagę czytałam już dawno temu, ale lubię do niej wracać, ta historia niesamowicie mnie wciągnęła. Humor Sapkowskiego to moja bajka, a dodatkowo zawsze uwielbiam tę akcję :) Jednak nie da się ukryć, że autor jest specyficzny (albo, mówiąc wprost, jest bucem), dlatego zupełnie nie dziwi mnie, że ignorował sukces gier na świecie.

      O, czyli nie jestem jedyną osobą, która przejechała się na Edwardsonie. Jednak czytam mnóstwo opinii, które wychwalają autora pod niebiosa. I tu pojawia się pytanie, dlaczego? Czy była to umowa z wydawnictwem, czy naprawdę te książki się komuś podobały. A jeśli tak to: albo to był pierwszy kryminał tego kogoś, albo łyka on wszystko, co ma etykietkę kryminał skandynawski. Masz rację, trudno jest wybrać te dobre kryminały, zwłaszcza, gdy wydaje się ich tak dużo. Dlatego staram się nie czytać znanych autorów, a jeśli już to tylko takich, do których sama zdążyłam się przekonać.
      Masterton jest jednym z pisarzy, który zawsze, ale to zawsze mnie zawodził. Dodatkowo bardzo nie lubię seksizmu w literaturze, a Masterton, który swojego czasu pisał poradniki seksualne, lubi wplatać w fabułę postaci kobiece, które mają a) duże piersi b) ciemne brodawki c) nie noszą majtek. Wiadomo więc po co w tej książce są. Opisy seksu w twórczości tego pana przyniosły mu wielu wiernych fanów, zwłaszcza wśród nastoletnich chłopców, jednak ja się do takich nie zaliczam. Jego fabuły są śmieszne, styl nie robi na mnie żadnego wrażenia a bohaterowie... cóż, nie przepadam za stereotypami w literaturze. Pewnie jeszcze się z nim spotkam, choćby po to, by znowu go skrytykować (co sprawia mi dużo radości), ale raczej uciekam od jego książek, bo nie spełniają żadnej funkcji dobrego a nawet przeciętnego horroru.

      Usuń
    16. Faktycznie, komentarze coraz dłuższe :)

      Powiedziałabym, że takie zdezorientowanie na początku gry to normalna rzecz, więc nie przejmuj się :) Oczywiście nic na siłę, nie każdy musi pochłaniać jeden growy tytuł za drugim, ale jestem pewna, że po czasie śmigałabyś po klawiaturze bez problemu :)

      Właśnie nie znam innych gier tego studia, tzn. znam ze słyszenia, ale nie grałam, więc nie mogę o nich nic powiedzieć. Wyjątkiem jest jeszcze "The Graveyard", ale to już bardziej interaktywny film, zwłaszcza że osiągnięcie celu prowadzi do zaskakującego zdarzenia, tzn. gry zazwyczaj nagradzają nas za osiągnięcie pewnego etapu, w tej produkcji jest inaczej. Ale nie chcę spoilować, bo może będziesz miała kiedyś okazję zagrać :)
      Co do Silent Hill to jak widzę u Ciebie dochodzi aspekt nostalgiczny, ale to bardzo dobrze :) Filmów nie widziałam właśnie ze względu na słabe oceny i recenzję, i chyba już tak zostanie. Problem z tą serią jest niestety taki, że niektóre części wydawane są tylko na określone platformy i wspomniane przez mnie "Shattered Memories" jest dostępne na PlayStation 2 i na PSP, na PC niestety nie :(
      Masz rację, trzeba powiedzieć wprost, że Sapkowski jest bucem, co podobno wyłazi z niego na każdym spotkaniu literackim. Mnie jego humor też zazwyczaj odpowiada, chociaż mam wrażenie, że lepiej sprawdza się w krótkich formach. Słuchowiska na podstawie opowiadań podobały mi się znacznie bardziej niż te na podstawie powieści.

      Dobre pytanie z tym Edwardsonem. Też się zdziwiłam, że niektórzy chwalą jego książki i polecają je innym. Miałam taka teorię, że może tylko pierwsza część była tak słaba i dlatego chciałam przeczytać kontynuację, ale jakoś się nie złożyło do tej pory. Niestety ja często wpadam w pułapkę znanych nazwisk, ale powoli staram się nie rzucać na książkę, którą wszyscy chwalą.
      Właśnie nie tak dawno dowiedziałam się, że Masterton jest też "panem od seksu" i to mnie lekko zdziwiło. Natomiast co do powieści i postaci kobiecych to niestety nie jestem w stanie tego ocenić teraz, bo czytałam tylko jedną książkę, w której na szczęście takich "kwiatków" nie było. Ale na pewno będę zwracać na to uwagę, bo rzeczywiście zaprezentowany przez Ciebie przykład jest odpychający. Nigdy nie miałam o Mastertonie wysokiego wyobrażenia, ale cieszę się, że dowiedziałam się jak to z jego twórczością jest.

      Usuń
    17. Mam wrażenie, że u mnie to zdezorientowanie trwa dłużej, niż u innych :P Z pewnością się przełamię, kiedy będę miała trochę czasu na to, by oddać się grom. Np. jak przeczytam wszystkie książki na świecie ;)

      O "Graveyard" też słyszałam, właściwie przez recenzję tej gry trafiłam na "The Path". Zastanawiam się, co też siedzi w głowie twórców, którzy tworzą takie cudeńka. Śmierć nie jest łatwym tematem do sprzedania. Tym bardziej szacunek dla nich.
      Niech tak pozostanie, pod żadnym pozorem nie oglądaj tych filmów! Zwłaszcza 2 części, choć gra tam Jon Snow :P Pierwsza ma kilka plusów, ale nie umywa się nawet atmosferą do gry. Po graniu w SH boję się mgły i głośnych syren:P A skoro mowa o syrenach, to grałaś może w "Forbidden siren"? Widziałam horror na podstawie tej gry i był hmm... intrygujący. Jak to kino azjatyckie. Jestem ciekawa, czy możesz powiedzieć mi coś na temat tej produkcji.

      Oczywiście w kwestii kryminałów (i literatury, filmów etc.) pozostaje duża furtka pod tytułem: gust. Może być tak, że Edwardson wstrzelił się w gusta dużej liczy odbiorców, a w nasze akurat nie. Jednak mam nieodparte wrażenie, że jest z nim trochę tak, jak z Coelho - Polacy lubią, ale już nikt poza nimi :P Musiałabym to gdzieś sprawdzić.
      Odbyłam całą masę rozmów (i kłótni) z M. na temat Mastertona. On naczytał się go w dzieciństwie i bronił go rękami i nogami aż do czasu, gdy przeczytał go jakiś czas temu, będąc dorosłym facetem o wyrobionym guście. Światopogląd trochę mu się zmienił. Wśród polskich czytelników Masterton zyskał wielką sławę, bo był jednym z pierwszym twórców gatunku, którego tłumaczono po 1990. Ja jednak po pierwszym nieudanym spotkaniu patrzę na niego podejrzliwie, a każde kolejne uświadamia mnie w przekonaniu, że to nie jest zbyt dobry pisarz.

      Usuń
    18. Haha, ambitny plan :D

      Myślę, że fakt, iż pojawiają się gry o śmierci, chorobach, cierpieniu świadczy o rozwoju i dojrzałości medium. Gry to nie tylko zabawa i beztroska, ale też przekaz o dramatycznych doświadczeniach. Niedawno premierę miał tytuł "That Dragon, Cancer" stworzony przez rodziców, którzy opowiadają o tym jak ich kilkuletni syn umierał na raka. Wiem, że ja na pewno tej produkcji nie poznam, ale obecnie jest o niej głośno w środowisku i nie dziwię się. Są też tytuły przybliżające zmaganie się z depresją czy problemami związanymi ze zmianą płci. Tylko z oczywistych względów nie są popularne tak jak mainstreamowe, rozrywkowe gry.

      Nie będę oglądać, Jon Snow znany mi jest tylko w wersji książkowej, nawet nie wiem jaki aktor gra go w serialu, więc nie skuszę się :) Mam Forbidden Siren i próbowałam grać, ale przyznam, że odrzuciła mnie mechanika. W pewnym momencie trafiłam też na moment aporii, ale niestety nie wykombinowałam, co robić dalej i trochę się zniechęciłam. Nie wykluczam jednak, że wrócę do tej gry, bo jest intrygująca. Film również widziałam i mile wspominam, zwłaszcza że też uwielbiam azjatyckie kino grozy. Filmy z tego kręgu kulturowego jako jedyne są w stanie mnie przerazić. Widziałaś "Nieodebrane połączenie"?

      Z Coelho już chyba się otrząsnęliśmy, przynajmniej mam takie wrażenie, że jego książki stały się synonimem bezguścia i grafomanii. Może i Edwardsona spotka taki los, zwłaszcza że (odpukać) ostatnio o nim nie słyszę.
      Współczuję M. rozczarowania. Niestety takie powroty po latach niosą ze sobą gorzkie doświadczenia. Zmieniamy się, dorastamy, kształtujemy gust i nagle okazuje się, że ukochany pisarz z lat młodości wcale taki dobry nie był. Faktycznie Masterton ma swoje grono wiernych fanów w Polsce, ale łudzę się, że niektórzy przyjmują go bezrefleksyjnie, dlatego nie rażą ich wszelkie przejawy seksizmu. Chociaż w sumie nie wiem czy to jest pocieszające :(

      Usuń
    19. Zgadzam się. Dlatego tym bardziej uważam, że analizowanie gier, pisanie o nich i udowadnianie opinii publicznej, że to nie tylko rozrywka, ale także namysł nad rzeczywistością, jest świetną i ważną pracą. Nie jestem wielką fanką gier, ale potrafię docenić ich przekaz lub wykorzystanie dobrych motywów. Podany przez Ciebie przykład mówi sam za siebie. Skoro literatura i film eksplorują taką tematykę, to czemu nie gry? Aż zaczynam żałować, że tak słabo się na tym znam ;)

      Aj ci Azjaci, oni to potrafią dopiero przerazić. Tu się z Tobą zgodzę. Właściwie nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałam horror, który mnie przestraszył, albo zmusił do myślenia i nie był z tego kręgu kulturowego. To był chyba "Babadook", ale to również nie USA tylko Australia/Kanada. O czymś to chyba świadczy... Co do "Nieodebranego połączenia" to widziałam niestety tylko amerykańską wersję. Amerykanie powinni przestać wreszcie robić kiepskie remaki ich filmów i zabrać się za myślenie! Może wtedy uda im się zrobić jakiś ambitny horror.

      Tak, Coelho został już trochę odczarowany, ale myślę, że teraz jego fani po prostu nie wychylają się zbytnio, bo wiedzą, że ich guru nie jest zbyt popularny ;) Nigdy nie zapomnę jak na pierwszych zajęciach na studiach wykładowca spytał nas o ulubionych pisarzy, a jedna z dziewczyn bez zażenowania wymieniła właśnie Coelho. Cisza, która zapadła, była niesamowicie wymowna ;) Ja z jego twórczości uwielbiam tylko memy z cytatami :P
      Ja tak miałam z cyklem o "Achai" Ziemiańskiego. Czytałam go w gimnazjum, a kiedy chciałam sobie później trochę odświeżyć treść przeraziłam się. Nie mogłam przebrnąć przez pierwszy rozdział, bo język autora był tak tragiczny. Od tamtej pory zostawiam lektury z tamtego okresu w spokoju, żeby nie niszczyć sobie wspomnień.

      Usuń
    20. Gdyby każdy, kto mało gra, albo nie gra w ogóle, miał takie podejście jak Ty, byłabym wniebowzięta :D Niestety wciąż jeszcze niewielkie grono spoza środowiska dostrzega potencjał w badaniu gier.

      Na mnie ostatnio wrażenie zrobił amerykański film "Obecność", ale i tak nie tak mocne jak azjatyckie filmy. Amerykańska wersja "Nieodebranego połączenia" jest okropna, jak będziesz mieć okazję, koniecznie obejrzyj oryginał. Włosy jeżą się na głowie :) Widziałam ten film chyba z 5 razy i zawsze trzyma w napięciu. Też uważam, że Amerykanie powinni dać sobie spokój z remake'ami. Ostatnio byłam w kinie na "Lesie samobójców" i wprawdzie to chyba nie jest remake, ale widać typowe dla Amerykanów spłaszczenie tematu. Wyszłam z kina zniesmaczona i chyba napiszę recenzję, żeby dać upust emocjom :P

      Biedna dziewczyna, może jej się potem gust zmienił :) Coelho czytałam tylko "Demona i pannę prym" w liecum, ale nie mam już pojęcia, o czym ta książka była. Na pewno nie zachwyciła mnie i więcej już po jego twórczość nie sięgam. Do memów nadaje się idealnie :)
      Nie znam "Achai:, ale słyszałam, że autor też nie stroni od seksizmu i przedmiotowego traktowania kobiet, więc omijam tę książkę. W czasach nastoletnich też lubiłam książki, po której dzisiaj już bym nie sięgnęła, tak patetycznie napiszę, że ich miejsce jest w naszej przeszłości i niech tam zostaną (coś mi Coelho pachnie to zdanie :P).

      Usuń
    21. Myli się Pani, książka jest bardzo dobra! Pozdrawiam!

      Usuń
    22. Poczekamy, zobaczymy - może za jakiś czas to się zmieni :) A jeśli powstające gry będą coraz lepsze, coraz ambitniejsze, to z pewnością więcej osób zacznie myśleć tak jak Ty czy ja.

      Widziałam "Obecność", ale choć dobrze oglądało mi się ten film, nie zapadł mi w pamięć, nie zrobił wielkiego szału. Z azjatyckich horrorów najlepiej wspominam "Opowieść o dwóch siostrach", ale nie przez wzgląd na strach lecz atmosferę i niesamowite zakończenie. To kino, które daje do myślenia. "Nieodebrane połączenie" było rzeczywiście fatalne, więc skoro zachęcasz do obejrzenia oryginału to z chęcią się skuszę :) Na "Las samobójców" również chciałam się wybrać, ale chyba nie chce mi się tracić ani czasu, ani pieniędzy. Spodziewałam się raczej kiepskiego filmu i Twoje słowa to potwierdzają (czekam na złośliwą recenzję w takim razie;)). Przyłapuję się jednak na tym, że za każdym razem, gdy do kin wchodzi nowy horror, mam ogromną nadzieję, że to będzie to. Ale jednak nie jest i znowu czekam, znowu robię sobie nadzieję. Straszna jest ta bylejakość gatunku.

      Może, chociaż dla mnie już do końca będzie "laską od Coelho";) Ja czytałam "Alchemika", jeszcze w gimnazjum i to było moje ostatnie spotkanie z tym panem. Już nigdy więcej...
      Hehe coś jest z Coelho w tym zdaniu, ale świadczy to tylko o tym, że jest prawdziwe ;)

      Usuń
    23. Oby, tej zmiany nam życzę :)

      Mnie "Obecność" przypadła do gustu i jak na amerykański horror uważam, że to całkiem niezły film, ale do azjatyckich się oczywiście nie umywa. Widziałam "Opowieść o dwóch siostrach" i zakończenie wbiło mnie w fotel. Zupełnie się tego nie spodziewałam. I masz rację, że tam nie chodzi o wzbudzanie strachu, ale właśnie o tę nastrojowość. Amerykańską wersję również widziałam, ale jak możesz się domyślać, nie jest tak dobra. Nie idź do kina na "Las samobójców", szkoda pieniędzy i czasu, bo film jest naprawdę kiepski. Złośliwa recenzja już się pisze, więc pewnie jakoś koło wtorku ją wrzucę :)Mam to samo w kwestii kina i horrorów. Zapalam się do jakiegoś tytułu, a potem widzę słabe oceny i negatywne recenzje i już wiem, że niestety to nie to, co chciałabym zobaczyć.

      Szał na Coelho pamiętam, niektórzy nawet brali jego książki do prezentacji maturalnej z polskiego :P

      Usuń
    24. Również widziałam amerykańską wersję "Opowieści...", chyba nawet jako pierwszą. Nie był to zły film, ale w porównaniu z oryginałem wypada blado. Gdybym miała teraz wymienić horrory, które zrobiły na mnie wrażenie, miałabym problem - jak się nad tym głębiej zastanowić, to było ich niewiele. Takich naprawdę wow!, które oglądałabym z otwartymi ustami i zasłoniętymi oczami. Teraz jak będę chciała obejrzeć jakiś horror, skonsultuję to najpierw z Tobą ;)

      Haha no proszę, Coelho byłby zachwycony :P

      Usuń
    25. Mam to samo, niewiele horrorów cenię tak naprawdę. Większość dobrze się ogląda i tyle, ale trzeba szukać perełek, razem będziemy się konsultować :)

      Usuń
  3. Właśnie ją czytam i uważam, że to bardzo dobra książka! Moja ocena to 5!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Panie Piotrze, pomyłka jest nieodpowiednim słowem - ani Pan, ani ja się nie pomyliliśmy. Odbiór książki jest kwestią gustu, moja recenzja nie ma możliwości być obiektywną, a Pan ma święte prawo się ze mną nie zgodzić. Cieszę się, że powieść się Panu podobała, prawdopodobnie jest Pan w większości: stała się ona przecież bestsellerem. Dla mnie jest jednak niezbyt wciągającą lekturą, która miała ambicję, by wpłynąć emocjonalnie i intelektualnie na czytelnika. Na mnie to po prostu nie podziałało.

      Usuń
    2. Chciałbym wyjaśnić, moje "Myli się Pani..." dotyczyło komentarza Pani Dominiki: "Nie słyszałam o tej książce, ale widzę, że nic nie straciłam. Rzeczywiście mogło wyniknąć z tej historii coś ciekawego, przynajmniej zarys fabuły to sugerował, ale skoro jest nudno i nijako to z pewnością nie sięgnę."
      Przepraszam Pani Olgo, coś się poplątało, nie wiem dlaczego.

      Usuń
    3. Och, rozumiem - zupełnie nie połączyłam tych dwóch wypowiedzi :)
      Jeśli podobało się Panu "18% szarości", serdecznie polecam powieść Charlesa Bukowskiego, "Faktotum". To również literatura drogi, bardzo mocny, surowy obraz Ameryki ale przede wszystkim portret człowieka próbującego uciec od beznadziei dnia codziennego, w którym liczy się tylko praca i zarobek. Nie ukrywam, że dla mnie utwór Bukowskiego jest dużo bardziej sugestywny od tego, co pokazał Karabaszliew.

      Usuń
  4. Parę lat temu przeczytałem "Listonosz". Proza Bukowskiego jest tak silna, sugestywna i monochromatyczna, że niemal odczuwałem ból fizyczny i zapach przetrawionego alkoholu. Obraz surowy, ale i zniekształcony w oczach człowieka na ciężkim kacu. Bukowski jest dla mnie trochę toksyczny. Spróbuję z "Faktotum", zobaczymy. Znacznie bliższy jest mi O.Henry

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonale to rozumiem - cenię sobie twórczość Bukowskiego, jednak jego książek nie powinno się czytać, jeśli nie jest się na to gotowym: to może poważnie zaburzyć percepcję. W jego prozie jest wiele brudu, szarości, gorzkich uwag dotyczących człowieka i społeczeństwa, a wszystko to skąpane w litrach alkoholu. To nie jest dawka dla każdego, ta estetyka może poważnie zaboleć i zniesmaczyć.
      O.Henry'ego nie znam - z chęcią jednak zapoznam się z czymś nowym.

      Usuń

Zostaw po sobie ślad, za każdy jestem niezmiernie wdzięczna :)
Pamiętaj jednak o netykiecie. Wiadomości niecenzuralne, obelżywe i niezwiązane z tematem będą kasowane bez mrugnięcia okiem. Jeśli chcesz, żebym do Ciebie zajrzała, zostaw swój adres pod komentarzem :)