poniedziałek, 20 lipca 2015

"To nie jest kraj dla starych ludzi" Cormac McCarthy - recenzja



20 lipca 1933 roku urodził się Cormac McCarthy - amerykański pisarz, scenarzysta i dramaturg, autor takich powieści jak Dziecię boże i Droga. McCarthy uznawany jest za jednego z czterech najważniejszych współczesnych pisarzy. W dniu jego 82 urodzin zapraszam do zapoznania się z recenzją jednej z najbardziej znanych powieści tego autora :)

Światełko w mroku


Przygodę z McCarthym rozpoczęłam od powieści Dziecię boże, która wstrząsnęła mną dogłębnie. Od tamtej pory dozuję sobie prozę tego utalentowanego, amerykańskiego pisarza, bo wiem, że każde jego dzieło wymaga długiego czasu trawienia. Jednak w momencie, w którym zobaczyłam wznowienie jednej z jego najbardziej osławionych powieści, nie byłam w stanie się na nią nie skusić. Bo choć McCarthy jest autorem wymagającym i boleśnie doświadczającym każdego swojego czytelnika, ma w sobie coś hipnotycznego, co nie pozwala o nim zapomnieć.




To nie jest kraj dla starych ludzi jest przedostatnią powieścią autora. Opowiada ona historię Llewelyna Mossa, myśliwego, który znajduje na pustkowiu dwa miliony, heroinę i kilka trupów. Nie myśląc zbyt wiele, Moss zabiera pieniądze, które mogą stać się dla niego i jego młodej żony kluczem do spokojnej egzystencji. Jednak McCarthy nie pisze o ludziach, do których uśmiecha się szczęście. W jego powieściach los jest kapryśnym bogiem, który kpi z naiwnego człowieka wierzącego w pomyślność fortuny. Tak jest i tym razem – za Mossem podąża bowiem niebezpieczny morderca, który nie pragnie pieniędzy. Chce jedynie wypełnić swój obowiązek.



Mam ogromny problem z powieściami Cormaca – pożeram je szybko i łapczywie, po czym dostaję niestrawności. Twardy styl, którym autor opisuje ludzkie rozterki będące jedynie ziarenkiem piasku, nieraz przyprawił mnie o niemal fizyczny ból. Proza McCarthy’ego nie należy do łatwych i przyjemnych, nie skupia się na ładnych historiach z happy endem. Zamiast tego wyciąga wszystko to, co człowiek pragnie ukryć – lęk, ból ale przede wszystkim grzech. McCarthy funduje swoim czytelnikom podróż do czyśćca, w którym dusze pogrążone w ciemności starają się dotrzeć do świetlistego punktu, nawet jeśli jest on tylko iluzją. Z To nie jest kraj dla starych ludzi było odrobinę inaczej, choć Cormac nie zawiódł moich oczekiwań.



Powieść McCarthy’ego nie jest jednowymiarowa, choć pewne tematy wysuwają się na pierwszy plan. Głównym motywem To nie jest kraj dla starych ludzi jest walka dobra ze złem. Ten biblijny topos znalazł swoją realizację w powieści umieszczonej na skraju opowiastki filozoficznej i prozy sensacyjnej. McCarthy sprytnie wykorzystał szaty powieści popularnej, kryminału, w którym mamy morderstwo, poszukiwanie winnego i zwroty akcji. Jest też jeden biedak, który wplątał się w cały ten bajzel i trudno mu się z niego wydostać. Czyż nie brzmi to jak fabuła typowego kryminału, w którym nieskalany stróż prawa ściga zdeprawowanego przestępcę? W świecie Cromaca nic nie jest tak proste jak w zwykłym kryminale, w którym zło zostaje pokonane a dobro triumfuje. Pozostaje jednak cień nadziei.



Tą nadzieją jest postać Eda Toma Bella – szeryfa, starającego się z dnia na dzień wykonywać swoje obowiązki. Tak mało i jednocześnie tak wiele. Bell jest poczciwym mężczyzną, który swoim zachowaniem przypomina współczesnego Don Kichota. Jego tragizm polega jednak na tym, iż zdaje on sobie sprawę z czekających go niepowodzeń, ze zmian, które cały czas zachodzą w społeczeństwie i działają na jego niekorzyść. Pomimo to, Bell każdego dnia stara się czynić dobro, pamiętać o honorze i złożonych obietnicach, o swoim codziennym życiu. To właśnie w tej codzienności pragnie funkcjonować tak, by nikomu nie czynić krzywdy, by być sprawiedliwym. Choć zdawać by się mogło, że są to tylko górnolotne, pięknie brzmiące słowa, Bell wprowadzał je w życie na swój własny, prostolinijny sposób. Czy jednak możemy spodziewać się triumfu tego prostego, dobrego człowieka? Cóż, nie bez powodu McCarthy nazwał swoją powieść To nie jest kraj dla starych ludzi.



Antagonistą Bella jest Anton Chigurh – morderca, który nie zawaha się przed pociągnięciem za spust. Jego życiem nie rządzą przyjmowane przez większość społeczeństwa prawa moralności, choć swoich ofiar nie zabija bez przyczyny, dla zabawy czy pieniędzy. Chigurh jest ręką przeznaczenia, wykonawcą woli siły wyższej. Boga? Być może, choć nie ma o nim mowy. Dla Chigurha bogiem jest los, wyrzucona w górę moneta, która z sobie tylko znanych powodów upada na stronie orła bądź reszki.



To nie jest kraj dla starych ludzi, tak jak wiele innych powieści McCarthy’ego, ukazuje małość człowieka i kruchość jego życia, które znaczy mniej niż pył na wietrze. Jednak tym razem autor dał swoim czytelnikom mały punkt zaczepienia – dobroć przejawiającą się w życiu prostego człowieka. Mały promyk światła, który może oświetlić choćby fragment czyśćca. 


Moja ocena: 8/10
 
Autor: Cormac McCarthy

Tytuł: To nie jest kraj dla starych ludzi

Premiera: styczeń 2014

Wydawnictwo: Literackie

Liczba stron: 324

Gatunek: literatura współczesna

15 komentarzy:

  1. Wstyd na mnie, ale nie czytałam jeszcze żadnej książki McCarthego, w planach jest, tylko czasu brak.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A na Cormaca trzeba trochę tego czasu poświęcić - nie tyle na samą lekturę, bo ta idzie sprawnie, ale trawienie jej. Ale czasu poświęconego na te książki nie sposób żałować ;)

      Usuń
  2. Nigdy nie słyszałam o tym autorze, a mam wrażenie, że wiele przegapiłam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za tę recenzję. Czytałam kiedyś "Rącze konie" , teraz przejrzałam co napisał jeszcze i już się cieszę - bo wygląda, że jest to pisarz dla mnie :)

      Usuń
    2. @Zośka, zawsze jest czas na nadgonienie zaległości :) Cormac jest surowym pisarzem, nie każdemu odpowiada jego twórczość, ale myślę, że warto samemu się przekonać. A "To nie jest kraj..." jest odpowiednią książką na początek :)
      @Joanno - ja jeszcze nie czytałam "Trylogii pogranicza", ale myślę, że jeśli odpowiadał Ci mroczny klimat Dzikiego Zachodu wg McCarthy'ego, to na pewno odnajdziesz się w reszcie jego utworów. Polecam zwłaszcza "W ciemność" i "Suttree" z czego ta druga należy do najdłuższych dzieł autora, więc jest co czytać :)

      Usuń
    3. Właśnie kupiłam "Suttree". Zaczynam czytać. Uwielbiam długie formy :) Olgo, przepraszam za źle umieszczony wpis..

      Usuń
    4. Napisz koniecznie jak wrażenia po lekturze! Jestem pewna, że trafi do Ciebie ten niesamowity "świat w świecie" ;) Ja bardzo chciałabym przeczytać ją raz jeszcze, ale zupełnie nie mam na to czasu.
      Oj tam, nic nie szkodzi. Ważne, że zostawiłaś po sobie ślad :)

      Usuń
  3. Jestem pod wrażeniem - autora muszę poznać koniecznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dawno temu widziałam jedynie film o tym tytule, ale na książkę także mam wielką chęć, tym bardziej, że fabułę niewiele już pamiętam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, myślę, że bracia Coen świetnie się spisali robiąc ekranizację, ale jednak książka to zupełnie inna klasa. A sam styl Cormaca jest już wart tego, by czytać jego książki :)

      Usuń
  5. Koniecznie muszę ją przeczytać, bo mam ją w planach od dawna. Okiem Wielkiej Siostry :) - już Cię uwielbiam przez tę nazwę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe dziękuję :) Skoro książka jest już od dawna plany, to plany trzeba będzie wcielić w życie :) bo warto, oj warto.

      Usuń
  6. Zacząłem od Cormaca w wersji filmowej, ekranizacja "Drogi" czy właśnie "To nie jest kraj dla starych ludzi", "Sunset Limited". Z tej trójki właśnie film braci Coen totalnie mnie zachwycił. Kiedy Literackie dało drugie wydanie tej książki, nie mogłem się pochwalić. No i co? Ta książka to prawdziwe arcydzieło. Faktycznie że autor ma bardzo twardy styl, pozbawiony upiększeń, całosć jest surowa, jak gotowy scenariusz filmowy. Ale tę surowość Coenowie przenieśli na ekran znakomicie (chociażby nie korzystając z muzyki - upiększacza filmowego).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie dałam rady obejrzeć "Sunset Limited" do końca - strasznie mnie ten film zdołował. Na pewno do niego wrócę, ale nie teraz. Rzeczywiście, McCarthy ma w swojej prozie coś z gotowego scenariusza. Jednak jego "scenariusze" są pozbawione elementów upiększających - tylko suche dialogi i sceneria, która powala swoją brutalnością. Za to doskonale nadają się do przeniesienia na ekrany, choć trzeba do tego trochę wyobraźni i wrażliwości, którą akurat Coenowie się popisali.

      Usuń

Zostaw po sobie ślad, za każdy jestem niezmiernie wdzięczna :)
Pamiętaj jednak o netykiecie. Wiadomości niecenzuralne, obelżywe i niezwiązane z tematem będą kasowane bez mrugnięcia okiem. Jeśli chcesz, żebym do Ciebie zajrzała, zostaw swój adres pod komentarzem :)