poniedziałek, 8 czerwca 2015

"Tak czy inaczej..." John Cleese - recenzja



A teraz coś z zupełnie innej beczki

 

A oto... autobiografia człowieka, który jako pierwszy w brytyjskiej telewizji powiedział słowo ‘shit’ oraz pierwszej osoby w historii brytyjskich nabożeństw pogrzebowych, która powiedziała słowo ‘fuck’. Tak moi Państwo, to historia Johna Cleese’a – tyczkowatego jegomościa, który przyczynił się do rozwoju komedii w Wielkiej Brytanii i na całym świecie. 

 



Muszę jednak przestrzec tych, którzy spodziewają się po Tak czy inaczej... masy niepublikowanego dotąd materiału związanego z Monty Pythonem, zabawnych historyjek z tego okresu czy chociażby, cóż, czegokolwiek, co z tą słynną brytyjską grupą ma wspólnego. Monty Python jest wyłącznie skromnym, maleńkim epizodem opisanym w tej autobiografii (pod sam jej koniec). Dlatego jeśli oczekujecie książki o Latającym cyrku, srodze się zawiedziecie. Lepiej zmieńcie swoje oczekiwania, chwyćcie za Tak czy inaczej... i cieszcie się każdą stroną tej książki. Uwierzcie, jest czym. 


Jak przystało na dobrze wychowanego młodego Brytyjczyka, Cleese stronił od kłopotów, dobrze się uczył, nie interesował się dziewczętami ani hulankami. Można by więc spodziewać się, że opowieść o jego życiu okaże się mdła jak mielonka, mielonka, mielonka jajka i mielonka (o ile ktoś nie lubi mielonki). Jednak autobiografia tego grzecznego chłopca poprzetykana jest całą masą zabawnych anegdot, historyjek z czasów szkolnych czy studenckich, kiedy to życie Cleese’a stało się dużo bardziej sceniczne i zabawne. Początki jednak również nie są pozbawione uroku. Już na 13 stronie otrzymujemy pierwszą traumę z dzieciństwa związaną z morderczym królikiem (brzmi jakby znajomo, prawda?), który kryzie małego Johna. Jednak opis tego, jakby nie patrzeć, zwykłego wydarzenia, daje nam doskonały obraz na to, jak będzie prezentować się autobiografia Cleese’a: Właściwie mnie uszczypnął, ale ponieważ byłem taką wątłą, ciotowatą mimozą, zareagowałem, jakbym stracił kończynę. Najbardziej zdenerwowała mnie krzycząca niesprawiedliwość ataku. Powiedziałem „Cześć, panie króliczku!” i uśmiechnąłem się do jego uroczego pyszczka i śmiesznych obwisłych uszu, a chwilę później skurwiel rzucił się na mnie z zębami.



Powyższy fragment pokazuje nam dwie charakterystyczne cechy, które przeważają w tekście. Pierwszą jest oczywiście humor, którego w całej autobiografii jest bez liku. Autor ma doskonały dar do zabawnego przedstawiania nie tak śmiesznej rzeczywistości – co oczywiście wiemy dzięki jego poprzednim dokonaniom. Tym, czego możemy nie wiedzieć, jest ogromna doza autoironii, która aż wylewa się z kart Tak czy inaczej.... Cleese nie ucieka od swoich problemów (śmiało mówi o kłopotach w kontaktach z płcią przeciwną) czy braków (fragment o jego nieumiejętności śpiewania rozbawił mnie do łez), lecz mówi o nich w sposób tak komiczny, a przy tym nie pozbawiony krytycyzmu, że do dość długiej listy zalet musimy dorzucić także dystans do własnej osoby. 


I do tego sprowadza się właściwie cała ta autobiografia. Cleese pokazuje się swoim wielbicielom (a jest ich niemało) nie jako aktor, nie jako celebryta, lecz jako pisarz i komik, którego droga do kariery nie była tak ważna, jak droga do samospełnienia. Być może to właśnie dlatego Cleese unika mówienia o Monty Pythonie – nie wraca do tego, co było, nie odcina kuponów, a najzwyczajniej w świecie opowiada o swoim rozwoju jako osoby i artysty. Dlatego skupia się przede wszystkim na czasach studenckich, w których zdobył ogromne doświadczenie, a także pierwszych latach po studiach, kiedy rzucił karierę prawnika na rzecz bycia, cóż, sobą. 



Jak już mówiłam w Tak czy inaczej... prawie brak Pythonów. Gdzieniegdzie pojawia się Terry Gilliam ze swoimi zakręconymi animacjami, gdzieś mignie Terry Jones czy Michael Palin. Jednak o jednym Pythonie Cleese mówi bardzo dużo. Ich współpraca rozpoczęła się w czasach studenckich i trwała przez wiele lat w sposób szalony i natchniony. Mowa oczywiście o Grahamie Chapmanie, współpracowniku i przyjacielu Cleese’a. Autor wiele opowiada o ich wspólnych występach, godzinach spędzonych na tworzeniu scenariuszy oraz o głośnym, żywiołowym śmiechu, który był ważną częścią pracy twórczej. To Gra zajmował najważniejsze miejsce w życiu Cleese’a-pisarza, choć ich przyjaźń nie należała do najnormalniejszych relacji. 


Tak czy inaczej... to kawał porządnej literatury, pełnej lekkości i humoru, nie stroniącej od autoironii czy zabawnej krytyki (głównie krytyki społeczeństwa brytyjskiego). Przede wszystkim jednak jest to książka o wzrastaniu prawdziwej komediowej gwiazdy. Warto poznać Johna Cleese’a trochę lepiej – nie jako jednego z Pythonów, ale jako oryginalnego, inteligentnego i dowcipnego człowieka, który ma nam naprawdę sporo do powiedzenia.

Moja ocena: 7/10


Autor: John Cleese
Tytuł: Tak czy inaczej...
Data wydania: 18.03.2015
Liczba stron: 448
Wydawnictwo: Albatros
Kategoria: autobiografia

4 komentarze:

  1. Ciekawy opis na pewno rozważe przeczytanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie polecam :) Dobra lektura nawet dla tych, którzy niezbyt dobrze znają Pythonów.

      Usuń
  2. koniecznie przeczytam! sam cytat, który zamieściłaś sprawił, że zachichotałam przed komputerem. nie mogę się doczekać aż dorwę książkę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam gdzieś recenzję, w której autor upierał się, że Cleese wcale nie jest śmieszny. Coś widocznie jest nie tak z moim poczuciem humoru, bo ja nie raz śmiałam się jak szalona czytając tę książkę. Czekam w takim razie na Twoją opinie :)

      Usuń

Zostaw po sobie ślad, za każdy jestem niezmiernie wdzięczna :)
Pamiętaj jednak o netykiecie. Wiadomości niecenzuralne, obelżywe i niezwiązane z tematem będą kasowane bez mrugnięcia okiem. Jeśli chcesz, żebym do Ciebie zajrzała, zostaw swój adres pod komentarzem :)